Dziennik Bałtycki* Rejsy*
23 marzec 2001 r.
Hokeista od Andersa
autor OLGA DĘBICKA
Dla mnie wszystko zaczęło się od mistrzostw świata
w hokeju na lodzie, które odbyły się po raz pierwszy w Polsce, w Krynicy w 1931 roku -
mówi Stefan Csorich. - Miasto otrzymało nowoczesny jak na owe czasy - stadion lodowy Miałem
wówczas 10 lat i sprawa dla mnie była jasna: będę hokeistą. Po cichu marzyła mi się
nawet olimpiada.
Kolebka hokeja
Na długo przed wybuchem wojny zimowe życie kurortu,
jakim była Krynica od listopada do kwietnia upływało na nartach, saniach i łyżwach.
Do szkoły i po wszelkie sprawunki dla domu jeździło się na nartach.
- Ale mój wiek chłopięcy związany jest z hokejem.
Pamiętam swój pierwszy mecz, który rozegrałem jako trzynastolatek w Krynickim
Towarzystwie Hokej owym (KTH) w 1934 r - wspomina S. Csorich. - Przed wojną w Krynicy
moim idolem, mitycznym trenerem hokejowym był Andrzej Nawikow. Mój pełen treningów
zawodów i sukcesów sezon 1938-39 wskazywał na to, że wielki plan - olimpiada zimowa
1940 w Tokio - może wypalić! Niestety wkrótce kij hokejowy musiałem zamienić na
karabin. A nasz trener, podporucznik rezerwy Andrzej Nawikow poprowadził w ogień prawie
całą drużynę hokejową. Wiem, że trener byt ranny pod Przemyślem. Po powrocie, w
1946, próbowałem ustalić jego dalsze losy Znalazłem nazwisko ppor. Nawikowa na liście
oficerów zamordowanych w Katyniu. Niestety bez imienia i jednostki woj wojskowej.
Powrót do kraju
Stefan Csorich, żołnierz I Korpusu gen. Stanisława
Maczka, przypłynął do Gdańska po wojennych zawieruchach w połowie października 1946
roku ze Szkocji przez Liverpool. Był to ostatni transport polskich żołnierzy pod bronią.
- Dla mnie powrót był tym wznioślejszy że statek
przybijał do brzegu od strony Westerplatte. Z pokładu wypatrywałem na półwyspie murów
koszar, wartowni. Jestem góralem z Krynicy Górskiej. W 1938 roku byłem na szkolnej
wycieczce w Gdyni, ale jakoś Wolne Miasto Gdańsk w programie pominięto. Rok później
tkwiłem jako osiemnastolatek, gdzieś w Karpatach na granicznej placówce południowej
Polski i słyszałem o Westerplatte. Walcząc w ramach n Brygady Górskiej o polskość
Gdańska nawet nie wiedziałem, jak to miasto wygląda panu Stefanowi zatamuje się
głos ze wzruszenia. - To był jakiś nieznany, obcy Gdańsk. Ale Gdańsk jakoś przewijał
się przez całe moje życie i magicznie powracał. Tak więc kiedy wreszcie przybiliśmy
do brzegu, październikowy dzień § 46 roku był moim pierwszym dniem w Gdańsku. Do głowy
wówczas mi nie przyszło, że w 26 lat później powrócę tu i na stałe się osiedlę,
obejmując funkcję trenera hokejowej drużyny stoczniowców Teraz jestem góralem od 28
lat mieszkającym w Gdańsku.
W obozie Narwik
Po powrocie ze Szkocji S. Csorich trafił do obozu
Narwik, gdzieś pomiędzy Nowym Portem a Gdańskiem-Wrzeszczem, razem z czterema tysiącami
wojskowych. Jakoś niepewnie winszowali sobie powrotu. Całe dnie wypełniała rejestracja
i przepytywanie dokładny wywiad o rodzinie, kolejka po repatriacyjne karty z którymi
mieli zgłosić się w rodzinne strony.
- Wysyłano nas pociągiem na południe Polski - pan
Stefan przymyka oczy. - Pamiętam napis na murze: "3 razy TAK". W wagonie głowa
w głowę, ramię przy ramieniu, uśmiechnięci pozowaliśmy do zdjęcia. Ktoś nacisnął
palcem spust, aparat pstryknął, pociąg ruszył w stronę domu. Na każdej stacji
kolejarze dopytywali się o ubrania z Anglii. Wiozłem płaszcz z dobrej wełny nie na
sprzedaż dla ojca.
Po powrocie w ciągu 24 godzin Csorich musiał
zameldować się na posterunku MO w Krynicy Górskiej, skąd pochodził. Okazało się, że
komendant milicji to jego przyjaciel - Bolek Jerzowski, Chodzili do jednej klasy razem jeździli
na nartach, grali w hokeja.
- Bolek rozłożył szeroko ramiona i wyszeptał:
Stefek, tutaj strzelają bez ostrzeżenia do takich jak ty.
W Krynicy stan wojenny trwał jeszcze do roku 1949
grasowały bandy UPA. Mundur z naszywką kaprala podchorążego tak głęboko matka schowała
do skrzyni, że go mole zjadły - wspomina Csorich. - Rok temu zmieniłem naszywkę.
Prezydent RP Aleksander Kwaśniewski mianował mnie podporucznikiem - pan Stefan wyjmuje z
szafy nowy mundur.
Moje olimpiady
Po wojnie nadszedł wreszcie czas olimpiad. Przez
dziesięć lat Stefan Csorich grał w polskiej reprezentacji hokeja na lodzie. Byt
kapitanem drużyny narodowej i trenerem. W 1947 r. na mistrzostwach świata w Pradze,
reprezentował Polskę jako groźny środkowy napastnik i został królem strzelców
Pomimo intryg politycznych (był przecież żołnierzem Polskich Sił Zbrojnych na
Zachodzie) w 1948 r. znalazł się w kadrze i pojechał na pierwszą wymarzoną olimpiadę
do St. Moritz.
Polska ekip a jako jedyna nie defilowała po lodowej
tafli podczas otwarcia igrzysk. Po tej strasznej wojnie nie mieliśmy jeszcze jednakowych
dresów Ja na przykład grałem w tzw. batlle dresie - krótkiej kurtce wojskowej, a
spodnie mundurowe przerobiłem na narciarskie. Wyglądaliśmy jak przebierańcy I właśnie
dlatego przysięgę składaliśmy na trybunach.
Po raz pierwszy po II wojnie światowej do igrzysk w
1952 r. w Oslo dopuszczono drużynę z Niemiec zachodnich. Norweska prasa rozpisywała się,
że pewnie Polacy w meczu z Niemcami wezmą odwet za wrzesień 1939 r. A Stefan Csorich,
kiedy atakował, myślał o swoim trenerze Nawikowie. Gra była zacięta, ale nie było złośliwych
fauli. Choć każdy miał osobiste żale, zacisnęli szczęki i grali fair play Mecz zakończył
się remisem 4:4.
- Ale dla nas, Polaków, na tej olimpiadzie najważniejszy
byt ostatni mecz z Norwegami, który graliśmy o szóste punktowane miejsce w tabeli
igrzysk. Trwała ostatnia tercja. a wynik wynosił: 3:3. Na 30 sekund przed zakończeniem
meczu otrzymałem od Fredka Gansińca idealne podanie "na kij". Wziąłem głęboki
oddech, zamachnąłem się z całych sił i strzeliłem najmocniej i najprecyzyjniej, jak
tylko potrafiłem. W tym momencie padłem na lód ze zmęczenia i radości. Leżałem jak
nieżywy wciąż niepewny czy zdobyłem bramkę na wagę olimpijskiego punktu? Upewnili
mnie o tym moi koledzy z dzikim wrzaskiem rzucając się na mnie ciężarem sześciu ciał.
W dniu wyjazdu na trzecią z kolei olimpiadę, w 1956
r. do Włoch, Csorich dowiedział się, że nie pojedzie.
- To był dla mnie cios. Zabrali mi paszport i nazwali: "tym od Andersa". UB
robiło naloty Potrafili walić w drzwi o czwartej nad ranem, szukając radiostacji i
spadochroniarza, który w nocy wylądował w okolicy Olimpiadę spędziłem w fotelu przed
telewizorem. Ale nie podarowałem przez następny rok domagalem się sprawiedliwości.
Komuś moje medale przeszkadzały W 1957 w nagrodę puścili mnie na mistrzostwa świata
do Moskwy.
Trzecie pokolenie w ataku
Obydwaj synowie pana Stefana Marian i Bogdan w młodzieńczym
wieku grali w hokeja. Najpierw w drużynie Cracovii, a potem w gdańskim Stoczniowcu.
Znaleźli się również w narodowej reprezentacji. Córka Krystyna jeździła na łyżwach
figurowych.
- Marian wyemigrował do Niemiec. Kiedy odwiedzam go
w Bremen, udajemy się na lodowisko, by powalczyć w hokeja jak ojciec z synem. Teraz
szczególnie dumny jestem z mojego wnuka. Mariana - Stefana (syna Bogdana), który został
mistrzem Polski żaków w hokeju na lodzie, a później mistrzem Polski juniorów. Teraz
wprawdzie na stałe przebywa w USA, ale gra w hokeja w amerykańskiej drużynie, To już
trzecie hokejowe pokolenie Csorichów w ataku.
Na odchodnym pytam, co takiego jest w hokeju, że
warto mu było poświęcić życie.
- Hokej jako sport walki ukształtował mój
charakter i charaktery moich synów Przepisy pozwalają na twardą męską grę, w której
można atakować ciałem. Nazywaliśmy to "bodiczkować", od angielskiego
"body checking" -atakować ciałem. Jako zawodnika trenera i widza fascynowały
mnie w hokeju szybkość, zmienność i częstotliwość akcji. Dużo się działo to pod
jedną, to pod drugą bramką, bo celem był gol. Podobnie było na wojnie, bo i tam
chodziło o celny strzał.
Olga Dębicka