Jest mecz - i publika. A w owej publice Są straszne kibicki I straszni kibice.
Usiadłem samotny. Spojrzałem z obawą: Na lewo kibicka, A kibic na prawo.
Zadrżałem. Zbielałem. Przebiegło mnie mrowie. Pojąłem od razu: Kibice - wrogowie !
Na przykład kibicka Się (z lewej) zachwyca - To (z prawej) krew nagła Zalewa kibica !
Gdy kibic radosny - Kibicka w głos gwiżdże, Gdy klaszcze kibicka - To kibic znów pysk drze !
A ja między nimi... To przykrość. Szalona ! Bo on ma butelkę !
A torbę ma ona !
Gdy jednej drużynie Przyklasnę więc ździebłko, Kibicka się na mnie
Zamierza torebką ! Natomiast gdy drugiej Zaczynam bić brawo, Butelkę podnosi
Ów kibic na prawo. Gdy jednak zamilknę (Przez wzgląd na tę flaszkę !) Znów ona spojrzenie
Przesyła mi straszne ! Więc myślę : niedobrze ! I klaszczę na nowo...
Wtem - co to ? Butelka ! Bliziuchno ! Nad głową !!! Przepraszam. Chcę przerwać...
Lecz spóźniam się ździebłko, Bom dostał już flaszką ! Jak również torebką !
Otwieram oczęta I dziwię się szczerze. Bielutko. Czyściutko... Dlaczego ja leżę ?
Po prawej jest lekarz. Po lewej - lekarka. A między obojgiem Dość ostra pogwarka.
A o czym ? O m e c z u ! Przechodzi mnie mrowie... Pojmuję : kibice !
Kibice - wrogowie !
A ja między nimi. To przykrość. Szalona ! Bo on ma strzykawkę !
A lancet ma ona ! Co robić ? ...Zemdlałem... Rozkosznie...Przyjemnie...
Możecie się kłócić. Beze mnie !
|